Łoś konał w męczarniach przez… efekt mrożący

Zdarzenie miało miejsce dziewiątego kwietnia bieżącego roku w podlaskiej wsi Geniusze. Łoś, najprawdopodobniej potrącony przez samochód niemal dobę konał, gdy w tym czasie osoby i podmioty odpowiedzialne za skrócenie jego cierpień przerzucały się odpowiedzialnością. Braki w komunikacji, nieznajomość przepisów, znieczulica? Nie nam to oceniać.

Możemy jednak przypomnieć wydarzenie z 2018 r; gdy w podpoznańskim Puszczykowie współpracujący z urzędem miasta myśliwy został wezwany do dostrzelenia dzika . Został on okaleczony podczas niefachowej próby powstrzymania go przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Dzik został dobity i… się zaczęło. Akcję nagrywali świadkowie i bardzo szybko doszło do eskalacji agresji. Rzecz jasna, nie mogli odpuścić ci bardziej zorganizowani „ekoterroryści” i sprawa trafiła do sądu. Pierwsza instancja uznała myśliwego za winnego uśmiercenia dzika wbrew przepisom (w nieodpowiednim miejscu) i skazała go na grzywnę 4 tys. zł. oraz 10 tys. zł nawiązki na rzecz schroniska dla zwierząt w Poznaniu. Sąd drugiej instancji na posiedzeniu w 2022 jednak myśliwego uniewinnił, wskazując, że działał on w stanie wyższej konieczności. To wszystko trwało 4 lata! Przez ten cały czas myśliwy był wyzywany, opluwany, pod jego dom „miłośnicy przyrody” podjeżdżali aby obrzucać go jajkami . Stracił także pracę ‼️ Ta sprawa była bardzo głośna.

Wróćmy teraz do sprawy łosia z Podlasia. Można przypuszczać, że zadziałał tu efekt mrożący . Strach przed staniem się celem ataków „obrońców przyrody”. Tak, jak to się działo w przypadku myśliwego z Puszczykowa.