Venatofobia pana radnego

Od dawna nurtuje nas pytanie dlaczego wegeaktywistom rozwiązanie z pozoru prostych spraw w relacjach z myśliwymi przychodzi tak trudno. Gdyby przyjrzeć się pryncypiom to wszystkie organizacje i fundacje ekologiczne, tak jak środowisko myśliwych walczą o ochronę środowiska, zachowanie bioróżnorodności i równowagi międzygatunkowej. Mądrzy ludzie, profesorowie, naukowcy pracujący w Katedrach Łowiectwa naszych uniwersytetów i instytutach naukowych Polskiej Akademii Nauk już dawno określili warunki jakie muszą być spełnione aby ten stan równowagi osiągnąć. W uproszczeniu, problem rozwiązuje utrzymanie odpowiedniej proporcji między gatunkami, a szczególnie drapieżników do gatunków roślinożernych. Wydawałoby się, że wystarczy usiąść razem do stołu, przedstawić stanowiska stron, wynegocjować kompromis i cieszyć się wspólnym sukcesem. Dlaczego tak się nie dzieje?

Odpowiedź na to pytanie kryją rzeczywiste cele obu stron sporu. Myśliwi to entuzjaści gotowi dla realizacji działań proekologicznych ponosić duże koszty finansowe i koszty pracy. Jesteśmy środowiskiem kultywującym 1000 letnią tradycję łowiecką polskich elit – królów, szlachty, poetów i bohaterów narodowych. Tę tradycję od 100 lat pielęgnuje i kontynuuje Polski Związek Łowiecki mający osiągnięcia w ochronie przyrody i bioróżnorodności jakimi nie może pochwalić się żadna organizacja prozwierzęca. Ruch myśliwski nigdy nie był organizacją polityczną rywalizującą o władzę, stołki i intratne synekury.

Dla odmiany ruch ekologiczny, chociaż na sztandarach ma wypisane hasła ochrony przyrody w istocie jest ruchem politycznym. Dla jego działaczy ochrona środowiska jest celem, ale przede wszystkim narzędziem, które ma generować paliwo polityczne i przychody. Dlatego dla ekoaktywistów istotą jest konflikt. W konflikcie niezbędny jest wróg, a na tego wybrali myśliwych. Podsycając ten spór mową nienawiści mobilizują wokół siebie sympatyków, budują zaplecze finansowe w postaci licznych fundacji i wspierających je finansowo darczyńców. W rzeczywistości ataki ekologów na myśliwych mają niewiele wspólnego z troską o środowisko i dobrostanem zwierząt, ponieważ głównie służą jako narzędzie do budowy karier politycznych wegeaktywistów.

Doskonale ten mechanizm ilustruje kolejny atak medialny na dyrektora warszawskiego ZOO doktora Andrzeja Kruszewicza, który nie kryje swojego szacunku dla łowiectwa (“Sam jestem myśliwym, oni bronili mnie przed hejtem”. Wyborcza.pl 14.03.2023).

Pan doktor Kruszewicz jest wybitną osobowością, napisał i przetłumaczył kilkadziesiąt książek, za swoje liczne osiągnięcia został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. I oto jakiś nieznany i małoznaczący, ale chorobliwie ambitny wegeaktywista, wspierany przez gazetę, która dawno temu pretendowała do miana opiniotwórczej, w obrzydliwy sposób, próbuje kosztem wyjątkowo zasłużonego dla zwierząt człowieka, zbudować swoją popularność, bo marzy mu się parlamentarny stołek i lukratywna poselska dieta.

Szykanowanie porządnych ludzi i zasłużonych dla ochrony środowiska autorytetów naukowych w żaden sposób nie służy ekologii, obnaża jedynie perfidne karierowiczostwo niektórych ekologicznych działaczy. Zatroskanemu panu radnemu przypominamy, że ekologia to dyscyplina nauki i z pewnością to co pan wyprawia wobec wybitnego naukowca nie ma z nią nic wspólnego. Instytut Analiz Środowiskowych nadal będzie bronił i wspierał ofiary cynicznej ekonienawiści.