Venatofobia Gazety Wyborczej

Media przekazują nam informacje zgodnie z przyjętą przez nie linią programową. Nie ma w tym nic złego, szczególnie w przypadku, kiedy mamy do czynienia ze środkiem przekazu ukierunkowanego na wąską grupę odbiorców np. w przypadku mediów branżowych. Jednak w przypadku mediów kierujących swój przekaz do ogółu społeczeństwa linia programowa bardzo łatwo może przerodzić się w linie propagandową. Z propagandą mamy do czynienia wtedy kiedy materiał informacyjny tworzony jest z pominięciem ogółu faktów i przedstawieniem tylko tych, które pasują do założonej tezy, lub jeśli żaden fakt nie pasuje do tezy, przedstawieniem dostępnych faktów w taki sposób aby do tezy pasowały.

Z tym ostatnim mamy do czynienia w artykule pt „Myśliwy z bronią paradował środkiem ulicy we wsi. Nekielka w strachu”, który ukazał się 29 maja 2023 na łamach poznańskiego serwisu Gazety Wyborczej. Nie od dziś wiemy, że w Gazecie Wyborczej myśliwi są przedstawiani tylko źle lub bardzo źle. Skoro nic złego nie zrobili to trzeba dostępne informacje przekazać w taki sposób, aby przedstawić ich w złym świetle. Artykuł rozpoczyna się od słów „Zachowywał się jak pan na włościach. Satysfakcję sprawiło mu to, że wzbudza niepokój wśród mieszkańców – komentuje jedna z mieszkanek”. Zdanie to jest klasycznym przykładem venatofobii, gdyż mieszkanka nie była w stanie wejść w umysł myśliwego i sprawdzić co sprawia mu satysfakcję.

To, że przypuszcza takie odczucia u myśliwego, którego nie zna osobiście i pierwszy raz widzi, wynika z jej uprzedzeń do myśliwych, a nie znajomości tego konkretnego myśliwego. Wyobraźmy sobie, że zamiast myśliwego zdanie dotyczy izraelskiego żołnierza z ochrony wycieczek do Oświęcimia. Ta sama gazeta przytoczyłaby je jako przykład na antysemityzm lokalnych mieszkańców…

Dalej w artykule przytaczana jest rozmowa mieszkańców z myśliwym, którym przeszkadza to, że siedzi on na skraju wsi z bronią i powoduje, że się go boją.

Jeszcze 30 – 40 lat temu, pomimo tego, że myśliwych było o ¼ mniej niż teraz, taki widok nikogo nie dziwił. Skąd zatem ten strach przed myśliwymi? Ludźmi, którzy muszą przejść przez sito egzaminów, badań, a w przypadku członkostwa w kole łowieckim dodatkowo przez weryfikację towarzyską (żadne koło gospodarujące od kilkudziesięciu lat w danym terenie nie pozwoli sobie na przyjęcie nowego myśliwego, co do którego będą wątpliwości etyczno-moralne).

Następnie w artykule możemy przeczytać, że mieszkanka wsi sprawdziła w książce polowań, że myśliwy ten był wpisany. Nie ma informacji w jaki sposób mieszkanka miała dostęp do książki ani jakie są jej personalia co mocno podważa rzetelność artykułu.

W kolejnych akapitach dziennikarka przedstawia rozmowę z rzecznikiem PZŁ, który tłumaczy, że w postępowaniu tego myśliwego nie było nic zdrożnego, kończąc je informacją od myśliwych (znowu bez nazwisk), którzy „Zwracają uwagę na inny problem. – Jak zły społeczeństwo musi mieć obraz myśliwego, skoro niepokój wzbudza już jego sam widok, gdy przechodzi obok domów?”. Po czym ci anonimowi myśliwi podają przykłady informacji medialnych o łamaniu przepisów przez myśliwych, a dziennikarka dorzuca kolejne przykłady kończąc artykuł informacją podaną przez aktywistę ekologicznego o tym, że „co roku wskutek postrzeleń z broni myśliwskiej ginie kilka osób, a od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu zostaje rannych”.

W całym artykule nie ma wzmianki o tym, że lęk przed myśliwym ma takie same podstawy jak każdy inny przykład ksenofobii. Postawy venatofobiczne zamiast być napiętnowane tak jak rasizm, antysemityzm, islamofobia, czy homofobia są uzasadniane konkretnymi przykładami zachowań ze strony myśliwych. Jeśli człowiek czarnoskóry, wyznawca judaizmu, islamu, albo będący gejem dopuszczą się złamania prawa to za jego czyn nie może odpowiadać cała grupa społeczna, do której należy. Gazeta Wyborcza dobrze o tym wie i piętnuje zachowania ksenofobiczne. Czy zatem kiedyś równie gorliwie będzie piętnować venatofobię? Na razie się na to nie zanosi…

Poznaj więcej przypadków venatofobii:

#venatofobia