Rzecz o dyskusjach internetowych – pełne jadu komentarze w internecie to plaga

Pełne jadu komentarze w internecie to plaga, która dotyka wszystkich, którzy choć odrobinę odstają od przeciętności, czy po prostu mają odwagę realizować swoje pasje. Ich ofiarami od dawna padają myśliwi, a coraz częściej także wędkarze.

Bronimy myśliwych, wspieramy łowiectwo, walczymy z mową nienawiści w Internecie.
Chcesz pomóc? Wpłać i pomóż nam działać dalej!

5 zł lub więcej na:

Patronite.pl | Zrzutka.pl | Przelew lub dowiedz się więcej >>

W dawnych czasach sprawa była bardzo prosta: jeśli do redakcji czasopisma (jedyne istniejące media dostępne dla zwykłych śmiertelników) ktoś napisał list pełen tego, co dziś nazywamy hejtem, pomówień, teorii spiskowych itp., to redakcja wyrzucała go do kosza, gdzie jego miejsce. Czasem był publikowany w całości lub części, aby poddać krytyce przedstawione w nim tezy. O ile nadawały się w ogóle do publikacji. Częściej jednak taki ściek frustracji ich autora lądował w koszu, gdzie już nikomu nie szkodził.

Wszystko się zmieniło w epoce Web 2.0. Kilka słów wyjaśnienia dla osób mniej technicznych. Otóż terminem Web 2.0 określamy serwisy internetowe, których treść jest tworzona przez ich użytkowników, a nie przez wyspecjalizowane redakcje. Jak łatwo się domyślić, są to fora internetowe, blogi, a wreszcie serwisy społecznościowe.

Niestety, oprócz rozlicznych korzyści pojawiło się też mnóstwo problemów. Na przykład ktoś wrzuca film oparty na tezach typu: „tak samo, jak to biedne Bambi” albo „chcą wymordować resztki wilków”, względnie „wiecie jak to boli ryby, gdy kłujecie je w pyski?! Tak samo jak mnie!”. Ktoś inny to widzi i myśli: „ma rację, mi też się tak wydaje”. Bardzo często internauci bezkrytycznie podchodzą do czegoś, co zgadza się z ich własnymi poglądami, nie pytają już o uzasadnienie. A w zalewie informacji niekiedy czytają już tylko same nagłówki. Nietrudno w tej sytuacji o manipulacje. I to jest pierwsza bardzo groźna rzecz: brak weryfikacji rzetelności tego, co się czyta.Po drugie, komentarze. One są najgorsze, bo pozwalają ludziom mającym podobne skrajne poglądy zobaczyć ilu ich jest, poczuć się pewniej w grupie, wyrwać z izolacji. Nakręcać się nawzajem i radykalizować. Zachęcać do zachowań agresywnych: niszczenia ambon, celowego utrudniania polowań, agresji słownej w internecie (wobec braku kontaktu twarzą w twarz nie ma absolutnie żadnych barier dla niej). Albo do prześladowania określonych osób w danym środowisku (częste na zamkniętych grupach szkolnych czy lokalnych).

Niestety algorytmy prezentacji treści w społmediach promują (w dużym uproszczeniu) przede wszystkim materiały z udziałem reakcji i komentarzy znajomych. To powoduje efekt kuli śnieżnej: im więcej ludzi coś zobaczy, tym… zobaczy to jeszcze więcej. I to ludzi często o tych samych zainteresowaniach, którzy na dodatek czasem wręcz się zwołują nawzajem. Dlatego walka z hejtem w internecie jest tak trudna. Hejterów fakty nie interesują, oni chcą się poczuć ważni i lepsi od osoby krytykowanej, silni w grupie. Wynagradzają sobie kompleksy z życia codziennego, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności, co tylko potęguje ich agresję. Na dodatek poglądy fanatyków są zawsze proste, oparte na podstawowych skojarzeniach, niewymagające wiedzy specjalistycznej. Dlatego są takie atrakcyjne dla coraz nowych odbiorców, przez co kula śniegowa rośnie.Co więc począć, jak żyć, w co wierzyć, będąc internautą, który od czasu do czasu chce „wrzucić” jakiś film czy zdjęcie?

Po pierwsze, jeśli już w ogóle musisz coś publikować w internecie, dobrze się zastanów, czy wszystko jest takie, jak powinno być. W twoim własnym interesie. Internet nie zapomina. Raz w sieci – zawsze w sieci. A przysłowiowe strzały w kolano „wyciekają” nawet z prywatnych grup facebookowych, gdzie na pozór sami znajomi i wszyscy sobie ufają.

Po drugie, nie przekona się wszystkich fanatyków. Jeśli więc ktoś nie ma naprawdę grubej skóry i solidnych argumentów oraz mnóstwa czasu na trening zbijania tez krytyków łowiectwa, najlepiej po prostu zablokować możliwość komentowania i mieć święty spokój. Albo tak długo blokować najbardziej uciążliwych ekotrolli, aż przestaną się pojawiać nowi i będzie możliwa sensowna dyskusja. Bo nie łudźcie się, że jeśli odpiszecie jednemu na jakiś zarzut, to inni też to przeczytają. Nie przeczytają, bo większość ludzi nie czyta komentarzy, tylko każdy na nowo odkrywa Amerykę, więc trzeba każdemu z osobna odpisywać na zasadzie kopiuj-wklej. I stale pojawiają się nowi, przyciągnięci tym, że komentują tam ich znajomi… Rodzi się coraz większa agresja, normalnym ludziom już się nie chce tam zaglądać i pisać.

Po trzecie, jeśli dyskutujesz, trzymaj się łatwo sprawdzalnych faktów i danych. Nie przedstawiaj swoich lub cudzych domysłów jako pewników. Nie konfabuluj w nadziei że ktoś nie sprawdzi. Dziś niemal wszystko można sprawdzić. Kłamstwo zawsze się mści i jest jeszcze gorzej.

Po czwarte, internet nie składa się tylko z myśliwych i przeciwników łowiectwa. Jest cała rzesza ludzi, którym jest ono obojętne i nie ma co ich zrażać zdjęciem z np. pokotem czy karawanem. Dla laika nie jest to przyjemny widok. Naprawdę, takie zdjęcia zostawmy dla najbliższych znajomych. Jeśli już coś publikować, to zdjęcia i filmy estetyczne, pejzaże, portrety żywej zwierzyny, psa (nasi ulubieńcy to nasi ambasadorzy), scenki rodzajowe, akcie zbierania wnyków itp.

Inne zdjęcia (pokot, pies aportujący kaczkę, itp.) najlepiej mieć w smartfonie i pokazywać tylko rodzinie czy znajomym w czasie koleżeńskich spotkań. Bo tak w ogóle to, że na bieżąco wszystko wiemy o wszystkich strasznie zubaża zwykłe więzi międzyludzkie. Chcesz się na hubertowskim pochwalić zdjęciem medalowego kozła? Zapomnij: „tak, już wrzucałeś to w maju na Fejsa, widzieliśmy”. Chcesz pokazać zdjęcia z pięknego wypadu na polowanie czy na ryby za granicę? „A, tak. Widziałem już te zdjęcia u Ciebie na Fejsie”. A tego chyba żadne z nas nie chce.

I na koniec: media społecznościowe to nie jest zabawka ani darmowe narzędzie do podtrzymywania kontaktów międzyludzkich. (Kontakty mają się zresztą o wiele lepiej i bez społmediów). Serwisy typu Facebook czy YouTube są biznesami ich twórców i nie ma powodu, żeby wspierając je tracić nerwy. To już nie jest czas rzeczywiście darmowych forów dyskusyjnych prowadzonych przez pasjonatów.Reasumując, jeśli nie zarabiasz na swoich publikacjach albo nie wspierasz jakiejś pożytecznej inicjatywy, to najlepiej nic nie „wrzucaj”. Albo prawie nic. Bo i po co? Dla ekscytacji, że ktoś „polubił”? To słaba rekompensata za wszystkie wyżej opisane negatywne zjawiska. Jeśli zaś zarabiasz lub wspierasz – zastanów się dwa razy bardziej. Bo jesteś na świeczniku i za każdy twój błąd natychmiast dostanie rykoszetem całe środowisko.

Fot. Aszdziennik.pl