Popłoch u wyznawców Świętego Wilka.

W ostatnim czasie zbiegły się trzy poważne wydarzenia dotyczące wilków: rezolucja Parlamentu Europejskiego, ujawnienie doszczętnie ogryzionych przez dzikie zwierzęta zwłok zaginionego na Podkarpaciu mężczyzny oraz list przewodniczącej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa Pani Urszuli Pasławskiej. Wszystkie te zdarzenia spowodowały, że wierni Kościoła Sanctus Lupus oraz spowinowacone z nimi media, wyjąc doniośle, pokazali swoje kły.

Bronimy myśliwych, wspieramy łowiectwo, walczymy z mową nienawiści w Internecie.
Chcesz pomóc? Wpłać i pomóż nam działać dalej!

5 zł lub więcej na:

Patronite.pl | Zrzutka.pl | Przelew lub dowiedz się więcej >>

Rezolucja PE odpowiadająca na rosnące, w wyniku drapieżnictwa wilków, straty hodowców została zakrzyczana przez tych, którzy na co dzień przedstawiają się jako zwolennicy wszystkiego co europejskie. W szczególności polityki dotyczącej OZE i ograniczenia emisji związanej z produkcją energii. Jak Unia przysuwa wiatraki pod okna to Unia dobra, jak ta sama Unia zmusza, aby mieszkańcy przesiedli się na nieefektywne samochody elektryki za duże pieniądze to tym bardziej dobra, ale jak ta sama Unia zaleca przemyślenie sposobu gospodarowania populacjami drapieżników, to nagle staje się zła i pozbawiona kompetencji.

Sprawa obgryzionych doczesnych szczątków nieszczęśnika – którą długo usiłowano trzymać w tajemnicy przed opinią publiczną – też spotkała się z niezadowoleniem u różnych miłośników Canis lupus. Tym razem dostało się prasie, która rzeczowo opisała sytuację i postawiała pytanie o udział wilka w tragedii. Gdy z powodu jakiegokolwiek padłego zwierza media grzmią – „Kolejna ofiara krwiożerczych myśliwych!” – wtedy te same osoby klaszczą wniebogłosy wieszając psy na 120 tysiącach polujących, ale gdy stawia racjonalne pytanie o możliwy udział wilków w podkarpackiej tragedii, wtedy rozdzierają szaty. Cóż, patoekologia i moralność Kalego to nieodłączna para.

Z tej samej strony bezprecedensowy atak został przypuszczony na przewodniczącą KOŚZNiL Urszulę Pasławską, która w celu realizacji Rezolucji Parlamentu Europejskiego ośmieliła się rozesłać zapytania w sprawie presji drapieżników i zaobserwowanych hybryd. Z jakiego powodu zbieranie informacji, które miałyby służyć obiektywnej ocenie sytuacji, uznano za niedopuszczalne? Zapewne z tego, że ustalona przed laty docelowa liczba wilków w Polsce, została osiągnięta prawie dekadę temu. A co się stało potem? Po prostu, zaniechano dalszej inwentaryzacji tego gatunku, dzięki czemu jego wielbiciele mogli lansować podgląd, że populacja w zasadzie przestała się rozwijać i utrzymuje stałą lub nieznacznie wrastającą liczebność.

A jak jest naprawdę? To już najlepiej wiedzą mieszkańcy wsi, których krajowa polityka wobec dużych drapieżników traktuje jak obywateli drugiej kategorii, zmuszając do obcowania na co dzień ze szczątkami zarżniętego bydła, do zbierania z posesji resztek psich pupili. Wiedzą to też myśliwi, którzy coraz częściej boją się zabierać psy na polowania, w obawie że spotka ich śmierć w wilczych paszczękach. Nie dajmy się też zwieść wysokością wypłaconych odszkodowań, bo te nie obejmują straty zwierząt, które zakupiono bez rachunku, a głównie takie psy pilnują wiejskich obejść. Rosnącą skalę problemu obrazują za to incydenty z udziałem wilków, których w samym tylko województwie podkarpackim w ubiegłym roku zarejestrowano ponad 150, podczas gdy w 2018 r. było ich zaledwie 5.

Podkreślmy, my mieszkańcy wsi, rolnicy, gospodarze, myśliwi czy leśnicy nie mamy nic przeciwko obecności dużych drapieżników. Rozumiemy zależności ekologiczne i na własne życzenie wybraliśmy życie w zgodzie naturą. Nie oznacza to jednak, że mamy obawiać się o bezpieczeństwo naszych rodzin i dobytku. Nie chcemy też stale natykać się na zarżnięte cielęta i koźlaki. Wyrażamy więc uznanie dla Pani Poseł, za to, że nie oglądając się na przeszkody, zainteresowała się naszą sytuacją i podjęła kroki, aby zebrać dane pozwalające oszacować skalę problemu.