Nie wie prawica co robi… prawica?

Kiedy jedna grupa posłów rządzącej koalicji podjęła właśnie wysiłek, aby częściowo wycofać się z wprowadzonych pod antyłowieckie dyktando przepisów zakazujących myśliwym wykonywania polowań w obecności ich własnych dzieci, druga grupa przedstawicieli tego samego ugrupowania postanowiła myśliwym wymierzyć cios, proponując wprowadzenie zakazu importu trofeów łowieckich.

Innymi słowy – kto pojedzie na safari do Afryki, tam legalnie strzeli upatrzoną sztukę i zapłaci za to niemałe pieniądze – nie będzie mógł przywieźć do Polski skóry czy rogów. W teorii ma być to służyć ratowaniu zwierząt rzadkich i chronionych, którym grozi wyginięcie. Piękna idea, ale jak to zwykle bywa, zakażona gangreną populizmu i dezinformacji.

Ale po kolei.

Populizm – nie sposób nie skojarzyć sprawy z nagłośnioną kilka dni temu propozycją przywrócenia możliwości zabierania na polowanie niepełnoletnich (czyli – wychowywania dzieci tak, jak chcą rodzice), na co z oburzeniem zareagowało lobby venatofobiczne. A zatem aby się wybielić (a raczej: wyzielenić) postanowiono sięgnąć po greenwashing. Czyli coś na uspokojenie opinii publicznej, aby tylko nie zrazić do siebie żadnej grupy potencjalnych wyborców. Tyle, że opisana sytuacja raczej wskazuje na eksces posłów lub słabość koalicji która, mimo że rządzi już drugą kadencję, to nie ma skrystalizowanych poglądów na przyrodę, a właściwie to sama nie wie czego chce.

Możemy w tym miejscu zapytać, jak powyższa inicjatywa ma się do listu, który do myśliwych wystosował poseł Andrzej Gawron, wiceprzewodniczący Komisji Nadzwyczajnej ds. deregulacji, w pięknych słowach dziękując naszemu środowisku i jednocześnie przypominając to, co udało się nam zwrócić (a co zabrano, wypada wspomnieć, na skutek działalności jego ugrupowania)? Wygląda to trochę jak z jednej strony podanie ręki a z drugiej… może nie wbicie noża w plecy, ale coś w tym rodzaju.

Zajmijmy się teraz dezinformacją. Może wynika ona z niewiedzy posłów, a może ze zwykłego wyrachowania, że nikt o realiach afrykańskich w Polsce nic nie wie. Otóż wie!

Po pierwsze, środki uzyskane z licencji na odstrzał zwierząt w Afryce są istotnym składnikiem budżetów tamtejszych państw. Na przykład rezerwat Naye-Naye, w 2012 otrzymał 100 tys. USD pochodzących z polowań. Pieniądze użyte zostały przez lokalne, czarne społeczności do poprawy ochrony nosorożców. W 2013 roku, Namibia sprzedała tylko trzy zezwolenia – z maksymalnie dozwolonych 5 przez Trade in Endangered Species (CITES) – za więcej niż 600 tys. USD. Zarobione pieniądze przekazano rezerwatom mającym problemy finansowe.

Po drugie, w krajach z turystyką myśliwską polowanie tworzy ponad 50 000 miejsc pracy. Każdy pracownik zwykle utrzymuje od pięciu do sześciu członków rodziny, a ponieważ dziczyzna jest konsumowana lokalnie, to polowanie przyczynia się również do lepszego zaopatrzenia w wysokowartościową żywność. Polowania pozostają przy tym ważnym narzędziem minimalizowania konfliktów między ludźmi i ich gospodarką a dziką przyrodą. Szkody w uprawach potrafią być nad wyraz dotkliwe i rujnujące domowe budżety Afrykanów.

Po trzecie, zwierzęta afrykańskie mają się dobrze przede wszystkim w tych krajach, w których można na nie polować. Dla laika brzmi paradoksalnie, ale każdy, kto się zetknął z polowaniami na Czarnym Lądzie wie, ile wysiłku i pieniędzy trzeba włożyć, żeby tereny zapewnić dzikim zwierzętom korzystne warunki i ochronę przed kłusownictwem. To wszystko odbywa się dzięki środkom pochodzącym od myśliwych, które pozwalają na opłacenie walki z niekontrolowanymi nielegalnymi polowaniami, a tym samym chronią zwierzynę łowną przed kłusownictwem. Dzikie zwierzęta w Afryce potrzebują legalnych myśliwych i ich pieniędzy.

Po czwarte, łowieckie eksploatowanie populacji ma marginalne znaczenie dla środowiska, w przeciwieństwie do kłusownictwa. Kolejny raz odwołajmy się do przykładu: w 2013 roku kłusownicy zabili w Afryce ponad 1000 nosorożców. W tym samym czasie zgoda na legalny odstrzał tych gatunków w ramach polowań dotyczyła zalewie 6 nosorożców czarnych i 70 nosorożców białych, czyli ułamka całkowitego pogłowia. Fundusze pozyskane ze sprzedaży zezwoleń użyto na finansowanie ochrony nosorożca.

Po piąte, nikt żyjący z łowiectwa i podchodzący do tego biznesowo nie dąży do zniszczenia źródła swoich dochodów. Jeśli zarządza określoną populacją zwierząt, to nie pozwoli, aby została ona wybita czy zdegenerowana przez odstrzał najsilniejszych osobników zanim te przekażą swoje geny następnemu pokoleniu, bo inaczej straci źródło zarobkowania. W takim modelu łowiectwa polowania nie prowadzą do zubożenia, lecz przyczyniają się do poprawy kondycji populacji.

Po szóste, to dzięki turystyce łowieckiej udało się doprowadzić do zwiększenia liczby dzikich zwierząt.  Niech przemówią liczby: pięćdziesiąt lat temu na terenach prywatnych w Południowej Afryce było tylko około 500 000 dużych dzikich ssaków. Od tego czasu około 10 000 tradycyjnych gospodarstw zostało przekształconych w obszary naturalne, które są finansowane głównie z turystyki łowieckiej. Obecnie na tych obszarach występuje 15-20 milionów dużych dzikich ssaków. Jest to mniej więcej ta sama ilość zwierząt kopytnych co we wszystkich krajach afrykańskich, w których nie prowadzi się polowań na grubego zwierza. Przykładem negatywnym jest dla odmiany Kenia, która zakazała polowania na grubego zwierza w 1977 roku, w efekcie czego od czasu wejścia w życie zakazu polowań straciła 60-70% wszystkich swoich dużych dzikich ssaków. Obecnie żyje tam mniej niż milion dużych dzikich ssaków, i to w kraju, który słynął kiedyś z imponującej przyrody.

Po siódme, turystyka łowiecka pozwoliła uratować wiele gatunków, które znajdowały na prostej drodze do wygięcia. W RPA polowania na nosorożce białe w celu zdobycia trofeum zostały dopuszczone w 1968 roku. Od tego czasu ich liczba wzrosła z szacunkowego 1800 do ponad 20000. Z kolei polowania na nosorożce czarne zostało dopuszczone przez CITES w 2004 roku i każdego roku w RPA oraz Namibii można zabić ich pięć sztuk. Od połowy lat 90 ubiegłego wieku liczba czarnych nosorożców co najmniej podwoiła się do około 5000 osobników i nadal rośnie. Polowanie nie zagraża więc faunie Afryki.

Po ósme, wcale nie jest tak jak sugeruje Gazeta Wyborcza, że „Zakaz importu trofeów łowieckich zbliża się do Wielkiej Brytanii”. Otóż pomysł taki oddalił się razem z Borisem Johnsonem, którego kochanka lobbowała za tym bezsensem. Faktycznie, niewiele brakowało, aby Wielka Brytania, jako pierwszy kraj na świecie wprowadziła zakaz importowania trofeów łowieckich, ale Izba Lordów zdecydowała, że taki projekt ustawy bardziej zaszkodzi ochronie dzikich zwierząt niż im pomoże.

Kończąc, warto naszym parlamentarzystom przypomnieć stanowisko Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody, która na pytanie: „Czy polowanie na trofea powoduje spadek liczebności dużych afrykańskich ssaków?” odpowiedziała: „Chociaż istnieją dowody na to, że dla niewielkiej liczby populacji niezrównoważone polowania na trofea przyczyniły się do lokalnych spadków (np. Loveridge i in., 2007, Packer i in., 2009, 2011), nie stanowi to znaczącego zagrożenia dla żadnego z tych gatunków i stanowi zazwyczaj znikome lub niewielkie zagrożenie dla afrykańskich populacji dzikich zwierząt (Lindsey, 2015). Główne przyczyny spadku liczebności dużych ssaków takich jak słoń afrykański, bawół afrykański, nosorożec biały, nosorożec czarny, afrykański dziki pies czy zebra górska Hartmanna, to utrata i degradacja siedlisk, konkurencja ze zwierzętami hodowlanymi, niekontrolowane kłusownictwo w celu pozyskania mięsa i handlu produktami pochodzenia zwierzęcego (kość słoniowa, rogi itp.) oraz zabicia wynikające z zemsty za konflikt między człowiekiem a dziką przyrodą (Schipper i in., 2008; Ripple i in., 2015). W szczególności w przypadku lwów najważniejszymi przyczynami spadku populacji jest zabijanie w obronie życia ludzkiego i zwierząt gospodarskich, utrata siedlisk i zubożenie bazy ofiar (zwykle w wyniku kłusownictwa) (Bauer i in., 2015). W przypadku wszystkich tych gatunków, jak zauważono w studiach przypadków, dobrze zarządzane polowanie na trofea może rzeczywiście sprzyjać odbudowie populacji, ochronie i utrzymaniu siedlisk.”

Szanowni posłowie rządzącej koalicji, już raz, w 2018 r. daliście się oszukać venatofobom. Nic w zamian nie zyskaliście, bo ortodoksyjni ekologianie to margines i naturalny elektorat lewicy, który nie zagłosuje na Was, bez względu jakie uczynicie do nich umizgi. Natomiast, że myśliwi i ich rodziny stanowią dużą grupę społeczną, która nie ma jednolitych poglądów i to właśnie stosunek do ich stylu życia będzie odgrywał znaczącą rolę w podjęciu decyzji na kogo oddać głos w jesiennych wyborach.