Komentarz Fundacji do listu otwartego M.Kałuży

Zamieszczenie w dniu 15.03 listu otwartego M.Kałuży w sprawie oświadczenia dotyczącego wilków, wywołało różnorodne reakcje – od zarzutów łamania jednomyślności środowiska, do pochwał ze strony osób, które były oburzone wypowiedzią Łowczego Krajowego.Jesteśmy świadomi, że ostry ton listu, dla wielu mógł być zaskoczeniem, tym bardziej, że Fundacja zawsze daleka była od atakowania PZŁ i jego władz. Jednocześnie podkreślamy, że IAŚ nie jest w żaden sposób zależny, ani organizacyjnie powiązany z PZŁ.Oświadczamy w tym miejscu, że nasz stosunek do PZŁ nie uległ zmianie, ale – co od początku podkreślamy – na pierwszym miejscu stawiamy interes łowiectwa i myśliwych, a nie organizacji której pozostajemy członkami. Na tle zmian jakie zaszły w Prawie łowieckim od 2018 r. trzeba pamiętać, że interesy myśliwych, PZŁ oraz Ministerstwa Środowiska nie zawsze się pokrywają, co nakazuje każdorazowo poważnie się zastanowić komu określone działanie lub wypowiedź przyniesie korzyść, a komu stratę.Temat wilków jest zagadnieniem bardzo ważnym i medialnym, ale zarazem newralgicznym dla myśliwych. Mało kto tak dobrze jak myśliwi zdaje sobie sprawę z tego, że sukces jednego gatunku dla innego niesie katastrofę. Zdajemy sobie sprawę, że populacja wilków w Polsce stale wzrasta, co przekłada się na liczbę incydentów z ich udziałem. Nie da się ich dłużej zamiatać pod dywan, z czego społeczeństwo coraz bardziej zdaje sobie sprawę. Najgorsze jednak co w takiej sytuacji można zrobić, to w imieniu myśliwych wystąpić publicznie z postulatem odstrzału wilków. Dzięki takiej wypowiedzi organizacje, które w sposób mało przekonujący usiłowały dowodzić, że kontakt z jednym z największych polskich drapieżników nie niesie żadnego zagrożenia, zyskały szansę uniknięcia merytorycznej dyskusji, która stawiała ich w trudnym położeniu. Wzmocniona została emocjonalna narracja, jakoby to myśliwi prowadzili zorganizowaną nagonkę na wilki, a każde nagłośnione zdarzenie z udziałem tych zwierząt to fake news tworzony i powtarzany przez tych, którzy chcą do wilków strzelać dla przyjemności lub zdobycia trofeum. W rezultacie zamiast skoncentrowania się na rzeczywistym problemie media kolejny raz zaserwowały antyłowiecką propagandę, której ofiarą padło nasze środowisko. Głównym tego beneficjentem okazał się resort środowiska, ponieważ nie musiał zabierać głosu w drażliwej kwestii, za którą odpowiada.Fundacja IAŚ jest otwarta na współprace z PZŁ i jego władzami, czemu wielokrotnie dawaliśmy wyraz, ale naszym priorytetem są myśliwi. Nie chcemy, aby w obronie wizerunku ministra oraz jego urzędników, wystawiano myśliwych pod pręgierz opinii publicznej. Temat zarządzania wilkiem jako gatunkiem chronionym nie leży dziś w gestii PZŁ, więc nie ma powodu, aby w tej materii wypowiadał się Łowczy Krajowy. Zwłaszcza zanim jeszcze stanowisko wyrazi minister środowiska oraz podległa mu GDOŚ. Jako myśliwi zrzeszeni w PZŁ powinniśmy współdziałać w inwentaryzacji wilków oraz dokumentować przypadki ataków na zwierzęta domowe i hodowlane, a także wykraczających poza normę incydentów z ludźmi. Jako świadoma część społeczeństwa mamy obowiązek głośno komentować sytuację i formułować żądania. Jednak jako PZŁ zachowajmy dyplomatyczną wstrzemięźliwość, aby nie wystawiać naszego środowiska na ostrzał i nie ułatwiać niemerytorycznej walki przeciwnikom. Uwzględniając konieczność powiększania społecznej wiedzy na temat społecznej i przyrodniczej roli myśliwych powinniśmy raczej wyczekiwać sytuacji, w której PZŁ zostanie poproszony o zaangażowanie się w proces zarządzania kolejnym gatunkiem, niż gdyby miał samemu zabiegać o nowe obowiązki i brać na siebie odpowiedzialność. W kwestii realnej oceny sytuacji podkreślmy również, że zarządzanie liczebnością populacji wilka jest możliwe na innych zasadach niż wprowadzenie go na listę zwierząt łownych – i takie rozwiązanie jest w najbliższym czasie o wiele bardziej prawdopodobne.

Darz Bór!

Foto: Philipp Pilz, Unsplash