Czym różni się weganin od myśliwego?

Odpowiadając na tytułowe pytanie wcale nie mamy na myśli diety. Osobiste doświadczenia z myśliwymi i skwapliwa obserwacja wydarzeń w obozie wegan doprowadzają nas do wniosku, że kluczowa różnica nie polega wcale na postawie wobec zwierząt, tylko wobec ludzi.

Czy ktoś słyszał o myśliwych atakujących (w imię hasła „nie zabiłeś, nie jesz”), gości restauracji spożywających kotlet schabowy? O myśliwych pragnących wprowadzić normę ustawową polegającą na wypełnieniu założeń, że „tylko jednostka posiadająca umiejętność samodzielnego uśmiercenia i zagospodarowania tuszy jest uprawniona do korzystania z diety mięsnej”? My nie słyszeliśmy! Jeśli usłyszymy to obiecujemy zrewidować naszą postawę wobec obowiązkowych, cyklicznych badań dla posiadaczy broni do celów łowieckich.

W przypadku wegan granica pomiędzy merytorycznym promowaniem własnych przekonań a uporczywym nękaniem osób tych przekonań niepodzielających została już dawno przekroczona. Oprócz fizycznych ataków, które choć groźne w wymiarze indywidualnym są kompromitujące w wymiarze społecznym, weganie sięgają do postulatów politycznych, narzucających własny punkt widzenia reszcie społeczeństwa. Przytoczony poniżej wpis mec. Karoliny Kuszlewicz, postulujący uczynienie ze składników Twojego posiłku sprawy publicznej i politycznej to tylko jeden z wielu przykładów na roszczeniowość wyznawców weganizmu.

W niniejszym rozważaniu porównanie myśliwych i wegan jest spowodowane faktem, że to myśliwi właśnie są obecnie najbardziej atakowaną grupą użytkowników przyrody. Nie miejmy jednak złudzeń – po rozprawie z nemrodami przyjdzie czas na hodowców, wędkarzy, miłośników jazdy konnej i pszczelarzy. Przeciwstawić się temu może wspólnie głoszone hasło tych środowisk – Mój talerz, moja sprawa!